Musze przyznać, że „małpa-polak” nie należy do moich ulubionych memów, a wręcz przeciwnie. Katowany do znudzenia format, który niestety niektórym nadal się nie znudził. Na szczęście pojawił się długo wyczekiwany ratunek. Smutna małpa-polak! Miód na moje serce. Nareszcie zamiast obrazu stereotypowego śmiesznego polaka, na pierwszy plan wychodzi jego nihilistyczna smutna rzeczywistość. Mówię „na szczęście”, ale memy te na pewno radości nie dostarczają. Bawi samo przełamanie schematu. Tym razem eksponuje się życiowe problemy polaka. Trudno określić mi źródło tego obrazka, wiadomo jak memy się rozprzestrzeniają, wszystko jest kwestia mody, która wpływa na wielu anonimowych twórców, których jedynym celem jest poprawa humoru losowych użytkowników. Pamiętajmy i doceniajmy ich dobrowolny trud.
Smutna małpa, jak widać, przeżywa życiowy kryzys. Stoi więc w opozycji do oryginalnej małpy, nadal popularnej w polskim internecie. Zwykle ta odmiana mema skupia się na nieszczęśliwym życiu Polaka, jego nieudanej relacji z synem, zmarłej żonie (jak widać na obrazku wyżej) lub wadach, z którymi smutna małpa nie może sobie poradzić
Trudno powiedzieć więc jakie uczucia owy mem w nas wywołuje.Z jednej strony budzi się w nas całkowicie uzasadnione współczucie, z drugiej bawi przełamanie zajechanego już schematu, czujemy się zaskoczeni, ponieważ na pierwszy rzut oka wygląda to na coś, co już widzieliśmy zbyt wiele razy. Mamy więc zabawę formą i klasyczny przykład czarnego humoru.
Czy „smutna małpa” jako mem ma jakieś wady? Oczywiście. Po pierwsze, może ona w ogóle nie bawić, ponieważ oprócz samego efektu zaskoczenia, o którym pisałem wcześniej nie ma żadnych zalet.
Mam więc szczere nadzieje, że nareszcie nadszedł czas, smutnej lub tez niesmutnej małpy i przestaniemy ją tak często widywać w polskim internecie. Ten mem powinien już dawno umrzeć swoją naturalną śmiercią, ale niestety nadal jest sztucznie przytrzymywany przy życiu. Trudno mi nawet określić dokładnie grupę docelową, do której trafia. Chociaż są to pewnie te słynne „normiki”. A żeby was…